czwartek, 8 grudnia 2011

Song to the Siren

Nad ranem, trawa pokrywa się malutkimi kropelkami rosy. Ciepły wieczór kończy się długo. Ciągnie się i przygasa w rytm stukania kół, aż nagle nic nie widać. Wstaję i pokrętło od światła przestawiam na zero. Ciemność. Przez uchylone okno słuchać grę świerszczy. Letnia noc pachnie oszałamiająco. Opieram głowę, śnią mi się gwiazdy, całe ich setki, tysiące, miliony. Są coraz bliżej, czas otacza mnie ze wszystkich stron.
Budzę się zmarznięty. Jestem sam w pustym wagonie tego absurdalnie długiego pociągu. Suniemy wolno przez las, koła turkocą i rosa pokrywa szyby. Wilgoć wciska się przez każdą szczelinę. Wstaję, wychodzę na korytarz, zapalam papierosa. Zwalniamy jeszcze bardziej, pod nami kilkunastometrowa przepaść. Pociąg pełznie, każdy nit w wagonie trzeszczy, ale nie staje się nic złego. Maszynista sprawnie przeprowadza skład na drugą stronę wąwozu.
Wyjeżdżamy w otwartą przestrzeń skąpaną w ciepłych promieniach wschodzącego słońca.
Zatrzymujemy się i wyskakuję w mokrą trawę – ostatni wagon stoi już poza peronem. Przechodzę przez dworzec i wychodzę w puste śpiące jeszcze miasto.
Nie ma nikogo. Do pierwszego autobusu, który powiezie mnie dalej, jeszcze godzina. Idę nad jezioro. Jest zimno, dłonie chowam w kieszenie i nucę cicho syrenią pieśń.

***

"Song to the Siren" Tima Buckleya to jedna z moich ulubionych piosenek. Jest w niej jakaś magia, niesamowitość, iskra Boża. Jedna z tych rzeczy, która musiała istnieć zawsze, od początku.
Poznałem ją dawno temu w wersji zespołu This Mortal Coil i tę wersję proponuję posłuchać. Jej innych wykonań jest bardzo dużo: Brendan Perry, Sinead O'Connor, George Michael, Brian Ferry, John Frusciante to tylko kilka nazwisk które teraz przychodzą mi do głowy - polecam.

poniedziałek, 31 października 2011

Mam dość

W życiu rodzica zdarza się czasami, że dzieci po osiągnięciu pewnego krańcowego poziomu szaleństwa, doprowadzają go do takiego stanu, że nie ma już siły zwracać uwagi, zabraniać, czy po prostu truć. A niech sobie wchodzą na te meble, niech malują po ścianach... przez tą chwilę rodzic chce tylko znaleźć się gdzieś daleko, gdzieś poza tym. Po prostu ma dość.

Tak zdarzyło mi się ostatnio w sobotę. Chwila ta nie trwała długo, ale przypomniała mi się wtedy piosenka Kryzysu, w świetnym wykonaniu zespołu Strefa Zagrożenia, a jako że nie było jej na YouTube to takowy "teledysk" ze zdjęć różnych własnych wykonałem.

środa, 26 października 2011

Lokomotywa z ogłoszenia

Wsiadam do samochodu, zapinam pasy, włączam światła, ogrzewanie, radio. Pan mówi, że rozłamie się twór nierozerwalny. Zastanawiam się nad konstrukcją tego zdania.
Podobno gdy to się stanie załamie się przestrzeń. Takie są przypuszczenia. Dlatego wielu panów w czarnych garniturach walczy by nie dopuścić do rozerwania. Rozciągane są sieci, ale mimo to gdzieniegdzie na krystalicznej strukturze pojawiają się rysy.
Czerwone, żółte...puszczam sprzęgło i ruszam. Piosenka opowiada o podróży nad morze. Uśmiecham się i staram nie myśleć, o tym że w każdej chwili świat może pęknąć. Z resztą jakie to ma znaczenie. Może być przecież tylko lepiej.
Pod wpływem kolejnego utworu muzycznego zaczynam poważnie się zastanawiać się nad kupnem parowozu. Może to nie taki zły pomysł, a i riff gitarowy niczego sobie. Wskazówka prędkościomierza już dawno przekroczyła prędkość dozwoloną. Omijam dziury, place budowy, maszyny. Gdzieś na horyzoncie powoli podnosi się słońce. Kolory są piękne. Przez moment jestem prawie szczęśliwy. Jest ciepło.


Lokomotywa z ogłoszenia cuuudooo 

wtorek, 11 października 2011

Verujem, ne verujem

Postanowiłem sprawdzić co kryje się pod "Ostatnią nocką" Maleńczuka i projektu Yugopolis. Piosenka jest bardzo fajna i potrafi ostro wbić się w głowę, ale przecież to nie oryginał. Oryginał pochodzi z Serbii i nazywa się Bajaga i Instruktori (Бајага и Инструктори) - Verujem - ne verujem.
Zespół został założony w Belgradzie w 1984 roku i chyba musi być niezłą gwiazdą na Bałkanach, skoro na koncercie z którego pochodzi nagranie, a które prezentuję poniżej jest tylu fanów. Jest to fragment płyty dvd: Bajaga i Instruktori Live - beogradski koncert beogradska arena 23 decembar 2006 - kawał dobrej muzyki - posłuchajcie.

wtorek, 20 września 2011

Przeskok

W zupełnie niezrozumiały dla siebie sposób Bohater znalazł się w tym mieście. Mieście, które podobno nigdy nie zasypia, w którym taksówki są bardziej żółte niż gdziekolwiek na świecie, a w sylwestra podobno nie sposób znaleźć wolnej. Obudził się i po prostu tam był.
Ranek był mglisty, chłodny. Pojawił się dreszcz i poczucie przemarznięcia. Leżał na ławce w parku. Pod głową znalazł wczorajszą gazetę, w niej słowa których znaczenia nie znał. Całkiem obcy język.
Kurtka była jego - to pewne - spodnie, buty – nie stracił tożsamości. Sprawdzę kieszenie – pomyślał. Klucze, jakieś pieniądze, to dobrze. Nie ma co się zastanawiać, trzeba iść na kawę.
Jak przez mgłę pamiętał wczorajszy wieczór. Siedział w barze, na tyłach Grójeckiej. Jak co dzień po pracy koił serce wlewając w siebie płyny barwy złocistej, czasami też koloru nie posiadające.
Mogę się przysiąść? – spytał starszy pan w szarym płaszczu – Proszę proszę – odpowiedział. Na pewno była rozmowa, na pewno pan starszy stawiał alkohol. Tak, to jego gazeta przypomniał sobie Bohater i poczuł się lepiej. Coś powoli zaczynało się układać. Nie raz już zdarzało mu się wpaść w dziwną historię, ale tym razem, przeszedł samego siebie. Myślał po angielsku, był kilka tysięcy mil (właśnie – mil, nie kilometrów!) od domu, ale wcale nie czuł niepokoju. Czuł się tu dobrze – O co właściwie chodzi? – spytał sam siebie. Usiadł w barze. Z głośnika leniwie sączyła się muzyka. Zamówił kawę. Ta gazeta musi być ważna – pomyślał. Ze zdjęcia na okładce uśmiechał się pan starszy...

piątek, 16 września 2011

Pogo



"Spałem źle. W tym kraju..
..w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczą.
Jak ci się nie podoba - to wypierdalaj! Źle spałem."

***
cholerajasna koncert we wtorek i znów nie ma z kim dzieci zostawić

piątek, 2 września 2011

2.09.2011


jeszcze ostatkiem sił lato trzyma się liści drzew,
brudna, zmęczona zieleń pogodzona już tylko czeka
wszyscy wyjechali zostałem sam, jest zimny wrześniowy poranek
gdy jutro się obudzę
wszystko będzie inne
gdy otworzę oczy
obudzi się świat


***
Brendan Perry - Wintersun

piątek, 22 lipca 2011

Nuty, dźwięki vol.6

Summer in the city

Zaczynamy w Londynie, w jakiejś ceglanej hali grają Asian Dub Foundation. Jestem z dziewczynkami. Wygląda to dość osobliwie, skaczemy do góry: tato, dwu i czterolatka.
Kalifornia, impreza Andy’ego. Willa z basenem, kolorowe drinki, laski w bikini, w żyłach czuję pulsowanie, dom pełen ludzi, gra Barry Adamson.
Kamera przenosi się na plażę, może do jakiegoś klubu. Na pewno jest gorąco, duszno, ciasno i głośno, światła migają, bas rozwierca trzewia.
Znaleźliście coś? Słońce, jest piękne! Wiatr od morza, choć do niego aż 65 kilometrów.
Wschodnie wybrzeże, nie, tym razem nic z hip-hopu. Gorący asfalt i cień na wagę złota, kurcze, to Shadow, czy Hendrix?
Ale nocą to już jest inny świat, mimo upału wszystko będzie w porządku, dni nie mogą być takie jak noce...
Noc się kończy. Jedziemy taksówką przez Tokio. Miasto odbija się od szyb samochodu. Zapadam się w kanapie. Głowę opieram i zamykam oczy.
Warszawa już śpi, autobusy rozjeżdżają się we wszystkie strony miasta. Ruszam spod różowego drzewa linią 605. Przyciskam głowę do szyby. Miasto przesuwa mi się przed oczami.

a w stodole, na sianie...

***

37 minut muzyki.
Posłuchajcie

Asian Dub Foundation “New Way, New Life”
Barry Adamson “Something Wicked This Way Comes”
CJ Bolland “Sugar is Sweeter”
Electric Rudeboyz “Słońce”
DJ Shadow “Broken Levee Blues”
Quincy Jones “Summer in the city”
Death In Vegas “Girls”
Praxis “The Interworld and The New Innocence”
Mitch & Mitch “I'm 30, I'm Lonely & I'm Horny”

DOWNLOAD

piątek, 1 lipca 2011

Morze jest na północy


Początek lata. Wychodzę rano. Jeszcze wszyscy śpią. Ołowiane niebo wisi nisko nad głową. Idę pustą ulicą. Oszczekuje mnie stado małych miejscowych piesków. Kolejny zakręt. Kolejny piesek z głosem zupełnie nie pasującym do swej fizjonomii. Skąd w takim mikrym ciałku taki baryton? Wchodzę do lasu. Najpierw jest góra. Piaszczysta, lekko wzmocniona drewnianymi belkami tworzącymi rodzaj schodów. Potem ścieżka opada lekko w dół by skończyć się stromym zejściem po korzeniach sosen. Dalej znowu jest piach i lekko pod górę. Wspinam się powoli, staram wyrównać oddech, a stopy grzęzną w gruncie. Ze szczytu wniesienia widać morze, jeszcze tylko przejście przez pustą plażę i jestem na końcu Polski. Zanurzam dłonie w wodzie, a fale moczą mi buty. Kieruję twarz swoją ku zachodowi i ruszam przed siebie. Jestem zupełnie sam. Idę tak, by być jak najbliżej rytmicznie obmywających brzeg fal. Pośród setek niewielkich kamyczków błyszczą drobinki bursztynu.  Wiatr wieje, a niebo wygląda tak jakby zaraz miało pęknąć. Słucham muzyki.

środa, 15 czerwca 2011

Ruchome obrazki

Zmora przygniotła go do ziemi, kolanem przycisnęła pierś tak mocno, że nie mógł nabrać tchu. Dusił się, a ona bezczelnie śmiała się pełnym, doniosłym, szaleńczym śmiechem. Ściskała mu ramiona, napinała mięśnie brzucha, naciskała na kark.

Ciało znaleziono we wtorek przed południem. Leżało związane, na podłodze pod oknem. Nie zanotowano śladów włamania. Z mieszkania nic też nie zginęło. Okna były zamknięte, na klamkach nie zaobserwowano obcych odcisków palców. Ofiara była jednak tak związana, że wykluczonym było by mogła to zrobić sama.

Pociąg wtaczał się na stację powoli i dostojnie. Zielona lokomotywa lekko kołysała się na nierównych szynach, a wagony przytulały się do krawędzi peronu. Oczekujący nerwowo wypatrywali znajomych twarzy. Przeraźliwy pisk hamulców, otwierające się drzwi i wysypujący się na peron ludzie.

Wiatr napinający żagle. Jacht rozpędza się i przechyla lekko w stronę fal. Na dziobie widzimy opalającą się kobietę. Włosy ma przysłonięte chustką, na oczach ciemne okulary. Słońce otacza ją zewsząd.

Rytmiczny oddech. Dwa szybkie wdechy, jeden dłuższy wydech. Do tego przyspieszony puls serca i rytm wystukiwany przez buty uderzające o trotuar. Następny etap – do kolejnej latarni, suchość w ustach, ruchy rąk ugiętych w łokciach – naprzemiennie w przód i do tyłu. Rytm to nieśmiertelność.

wtorek, 31 maja 2011

Komety - Luminal


Wspinam się po schodach. Biegłem jeszcze przed chwilą. Jest chyba koło trzeciej w nocy, a ja za cholerę nie znam tej dzielnicy. Alkohol szumi w głowie. Wdrapałem się i już siedzę na brązowym skajowym siedzeniu. Drugie miejsce, po prawej stronie, nogi trzymam na kole. Gdzieś z tyłu można wykręcić metalową część – jest doskonała jako umbo do tarczy. Wiem to, kolega jest w bractwie rycerskim – mówił tak, a on się zna.
Siedzę, nikogo przede mną nie ma. Patrzę przez przednią szybę otulony Ikarusem. Jestem całkiem bezpieczny. Krew krąży nadal szybko, mimo, że jest późno, silnik wyje coraz głośniej, a ludzi jest coraz mniej.
Coś jest nie tak. Nie jadę w tę stronę w którą chciałem. Już nie jest dobrze. Silnik gaśnie. Proszę wysiadać – koniec trasy. Jestem sam na obcej pętli. O tej porze nikt tu nie jest trzeźwy. Bloki, puste lotnisko, wysypisko. Oczy się zamykają...

***

Komety to dla mnie kwintesencja miasta. Na okładce pociąg typu kibel, muzyka świetna, nie zawiodłem się. Przenoszę się do Warszawy – przynajmniej mentalnie. Polecam.

piątek, 20 maja 2011

Luxtorpeda


Jeszcze godzina pozostała do pierwszego pociągu. Siedzi w obskurnym barze, chyba jedynym otwartym o tej porze. Pije kawę. Z głośników leci „Kind of Blue” Davisa.
Dziwne, spodziewał się jakiejś sieczki, albo nijakiej muzyki z windy, a tu zaskoczenie. Mimo, że śmierdziało rozlanym piwem i przepalonym tłuszczem postanowił wejść.
„Proszę kawę” – powiedział do barmana – „ciekawa muzyka, zawsze tak tu gracie?”
„Co ty człowieku, przecież nikt by nie przyszedł do dworcowego baru w którym grają Milesa Davisa. Tu ludzie wpadają na chwilę, zjedzą coś, popiją piwem i już ich nie ma. Ale o wpół do czwartej rano mogę sobie pozwolić na coś innego. O tej porze nikomu to nie przeszkadza, no i szef nigdy wtedy nie zagląda.”
Barman najwyraźniej musiał sobie pogadać. Miał trochę ponad 30 lat, tatuaże na rękach i koszulkę Luxtorpedy.
Kawa była mocna i czarna jak smoła. „Fajny zespół” – zagadał znad filiżanki, pokazując na koszulkę – „dla mnie chyba będzie to płyta roku.”
„Prawda – brzmi to nieźle i dobrze, że teksty nie są o niczym. Wie pan, jak usłyszałem, że Lica ma nagrywać płytę z jakimś stonerem, to pomyślałem sobie, kurna, kolejna żenada się szykuję. Przecież lepiej posłuchać sobie oryginalnego Kyuss, czy Queens Of The Stone Age, a nie jakiegoś pseudo-stonera z pustyni Błędowskiej. A tu widzi pan zaskoczenie. Brzmi to dobrze, rasowo, z takim fajnym brudem. Ten cały Hans fajnie wpisał się w zespół, teksty są ważne, ale nie ma w nich jakiegoś nachalnego kaznodziejstwa, a takie „Od zera”, czy „Autystyczny” to całkiem niezłe hiciory – bardzo dobra rockowa płyta.”
Racja, pomyślał, ale nic nie powiedział, pokiwał tylko głową i wrócił do kawy. Coltrane właśnie wymiatał jakąś solówkę, a barman wrócił do swoich zajęć.
Jeszcze pół godziny do mojej Luxtorpedy - pomyślał i uśmiechnął się w duchu.
To był wyjątkowo długi dzień.



http://www.myspace.com/luxtorpeda

piątek, 13 maja 2011

Piotr „Stopa” Żyżelewicz




Stopa umarł dziś w nocy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał robić tego wpisu, że będzie lepiej, że wyjdzie z tego...

Wspaniały perkusista. Pamiętam ten werbel w „Piosence po nic” Armii. Potrafił uderzyć szybko i mocno jak nikt inny, a także delikatnym minimalizmem dopełnić niedopowiedziane. Pamiętam koncerty, z Armią, Voo Voo, 2Tm2,3, Izraelem. Gdy na urodzinach Armii zjawiał się by zagrać coś z „Legendy” zawsze witano go wielkimi brawami. Zawsze uwielbiałem patrzeć jak gra...

Ciężko coś sensowego napisać w takiej chwili. Zostaje smutek i pustka.
Graj dalej Piotrze, tam Na Górze...

Dziękuję.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Foo Fighters - Wasting Light

Dziś do posłuchania nowa (całkiem niezła) płyta Foo Fighters przedpremierowo udostępniona przez zespół. Premiera już 12 kwietnia.

Wasting Light by Foo Fighters

czwartek, 24 marca 2011

Nuty, dźwięki vol. 5


Podróż po Polsce.

Polska - powierzchnia 312 679 kilometrów kwadratowych  (68. miejsce na świecie i dziewiąte w Europie). Ludność - ponad 38 milionów, (34. miejsce na świecie, a szóste w Unii Europejskiej). Język urzędowy – polski, stolica –
Warszawa, waluta – złoty. Muzyka – posłuchajcie.

Aya RL „Nasza ściana”
Variété „Chodzę nago po mieszkaniu”
Irek Dudek Symphonic Blues „Za dużo by umrzeć, za mało by żyć”
Bielizna „Samotność szpiega”
Dezerter „Co oni nam dają”
Kobiety „Z mieszkania nade mną”
Świetliki „Korespondencja pośmiertna”
Voo Voo „Nuty dźwięki”

DOWNLOAD

wtorek, 22 marca 2011

Rękopis znaleziony w Saragossie

Kilka słów o najlepszym polskim filmie. Kilka dni temu udało mi się kupić, pięknie wyczyszczoną cyfrowo wersję „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa (1965), wydaną w serii „Mistrzowie Polskiego Kina” (szukajcie w kioskach). Film jest niesamowity. Wstyd powiedzieć, ale oglądałem go właściwie pierwszy raz. Pamiętam, że był czasami wyświetlany w telewizji, ale jakoś nigdy nie udało mi się na niego trafić. Wielopoziomowa narracja, świetna gra aktorska, muzyka Krzysztofa Pendereckiego – jestem oczarowany. Film uwielbiany przez Francisa Forda Coppole, Martina Scorsese czy Davida Lyncha to pozycja obowiązkowa.

Do posłuchania dziś owa niesamowita muzyka, która wydana została kiedyś na winylu przez firmę Obuh. To co dzisiaj prezentuję to prawdopodobnie właśnie rip z tego winyla, czyli najpierw pierwsza, a potem druga jego strona. Posłuchajcie.



DOWNLOAD part I


poniedziałek, 21 marca 2011

Budzę się

Saksofony rozkrzyczane, metalowe potwory wyskakujące zza rogu. Gonią mnie i wrzeszczą jak opętane. Uciekam.
Jestem zamknięty w jakimś opuszczonym miejscu. Pełnym rur, metalowych schodów, nieszczelnych instalacji wypuszczających kłęby pary i okien z powybijanymi szybami. Siedzimy tu we czterech, choć jeden z nas składa się tylko z głowy, podłączonej masą szklanych rurek do jakiejś skomplikowanej maszynerii. Czy otwór wielki w czaszce da się zmierzyć przyżyciowo?
On jest najmądrzejszy z nas. Ciągle mówi, opisuje, prowadzi narrację. Tak jakby zamilknięcie miało zakończyć jego istnienie. Jeden z nas ucieka, potem ja. Na zewnątrz panuje nieopisany chaos. Jest noc i ogień płonie. Są ludzie z pochodniami i strzały, które omijają mnie o włos. Wracamy po tych co zostali. Po gładkiej ścianie, przez małe okno. Ubrani w srebrne i lśniące dwurzędowe garnitury, ukradzione gdzieś w pobliskim sklepie, z wybitą szybą wystawową. Ten z głowy tylko złożony właśnie umarł. Leży cicho w małym kartonowym pudełku przykrytym płótnem.
Wchodzi strażnik. Wielki czarny facet i wyszczerzonym uśmiechem werbuje do swojej armii. Podciągam się na drążku i zwinnym ruchem ląduję za oknem. Budzę się na rozświetlonym słońcem pięknym pobojowisku.

wtorek, 1 marca 2011

We'll make great pets!

Zawsze słuchając Porno For Pyros wizualizuję sobie plażę nad jakimś ciepłym morzem. Powiem więcej, nie jest to jakaś sobie tam plaża – to konkretnie rzecz ujmując Hawaje, szum oceanu, wieczór, zachód słońca, księżyc wielki jak nigdzie indziej, drobny ciepły piasek, bar i drinki z palemką, piękne kobiety w bikini... Prawdziwie letnia i tropikalna muzyka.

Jest rok 1993, rozpada się zespół Jane's Addiction i Perry Farrel zakłada Porno For Pyros. Z tego też roku pochodzi singiel „Pets”.
Miłego odbioru.

Ps. Dla chętnych: wpis sprzed prawie 2 lat, ale w temacie :-)

środa, 16 lutego 2011

Foo Fighters - White Limo

Zima rozbiera mnie na kawałki. Analizuje dogłębnie i sprawdza ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać. Ostatnio przybrała formę rodem z prerii środkowego zachodu Stanów Zjednoczonych. Jest zupełnie sucho, bez grama śniegu i mroźno jak cholera. Zmrożony szpik chrzęści w kościach i chyba wreszcie nadszedł ten dzień, o którym pisałem jakiś czas temu. Dzień tęsknoty za latem.

***

Muzycznie zapraszam na nowe dzieło Dave Grohla i chłopaków z Foo Fighters. Jest nieźle. Noise’owo, punkowo i prawie jak zwykle z jajem. Lemmy Kilmister z Motörhead za kierownicą limuzyny, kaseta, walkman, rolki, grabie – czad.
W oczekiwaniu na lato i na nową płytę Foo Fighters "Wasting Light" (to już 12 kwietnia), nowy teledysk fighterów - „White Limo”

czwartek, 3 lutego 2011

Nuty, dźwięki vol. 4



Na każdym zebraniu, jest tak, że ktoś musi zacząć pierwszy. Z każdą podróżą jest tak, że trzeba wykonać pierwszy krok.
Pierwszy dźwięk pada za wielką wodą, w Kalifornii – zaczynają Eels. Z węgorzami płyniemy do Gdańska (to nie trudne, przecież woda jest tylko jedna we wszystkich oceanach świata) do grupy Homosapiens. Wracamy do Ameryki – najpierw Neil Young, potem John Zorn i przez Szkocję docieramy do Boards of Canada. Ruszamy dalej, z powrotem na Stary Kontynent, do Bordeaux skąd pochodzi grupa Noir Désir, na lotnisku Charles’a de Gaulle’a wsiadamy do samolotu i już po dwunastu godzinach jesteśmy w Tokio - tu gra Dj Krush. Potem tylko szybki skok przez Jamajkę do Anglii i wraz z Ijahman'em Levi docieramy do kresu podróży.
Pół godziny muzyki. Posłuchajcie.

Eels  "I Need Some Sleep"
Homosapiens  "Candy Shop"
Neil Young  "Old Man"
John Zorn  "The Nobel Prize Winner"
Boards of Canada  "In a Beautiful Place Out in the Country"
Noir Désir  "Le vent nous portera"
DJ Krush  "The Beginning"
Ijahman Levi  "Jah Heavy Load"


DOWNLOAD (archive.org)

czwartek, 20 stycznia 2011

Czarne autobusy

Od rana czekam na możliwość wychylenia czarki jakiegoś rozgrzewającego napoju. Spadł śnieg, znowu biel. Świat udaje sterylność. Śnieg spadł i przykrywa wszystko - jak mówił poeta. Nie ociągam się, podnoszę powieki. Wstaję. Nie jest to łatwe, kończyny bywają ciężkie i wgniata grawitacja, pieprzone ciążenie zbliża mnie co dzień bliżej ziemi. Czasami myślę, że chce mnie pochłonąć. Paszcza rozwiera się. Dziura jest głęboka, ma więcej niż sześć stóp – to pewne. Obchodzę ją dookoła. Patrzę, przyglądam się, nawet czasami główkę pochylę na bok, ku prawej stronie, jak zwierze zainteresowane czymś, co nie ma prawa znaleźć się na jego drodze. To przecież wbrew naturze, tego nie powinno tu być, a jest. Żyje, pulsuje, kłapie do mnie. Przejście na drugą stronę. Gdybym tylko wiedział co tam znajdę. A mówią różne rzeczy. Wolę nie ryzykować i nie wskakuje. Nie pociąga mnie uczestnictwo w koszmarze. Czerwone niebo, rdzawy piasek pustyni pokryty martwymi ptakami. Wycie dzikich bestii. Zbliżające się dźwięki coraz mocniejsze i straszniejsze, choć jeszcze sekundę temu wydawało się, że straszniej już być nie może. Wschodzące i zachodzące słońca i księżyce... A może tylko biel i nic więcej, a może tylko czerń i nie ma już kolorów i nie ma ciążenia. Nie ma sensu się ruszać, bo nie ma punktu odniesienia, jest tylko trwanie...
Omijam, odchodzę. Krążę w kapturze na głowie, prawie wpadam pod autobus, uciekam, krzyczącym pokazuję plecy – za mało mam odwagi by pokazać palec. Niech wreszcie płynna stal mnie wypełni, niech zabierze strach i niepokój. Niech to się wreszcie stanie.
Otwieram drzwi. Prawie ich nie widać. Są zrośnięte ze ścianą. Schodzę w dół. Schody są strome. Ściany wilgotne. Idę wąskim tunelem. Jest coraz ciemniej. W wielkiej sali, wokół wiszącej na drucie żarówki stoi kilku ludzi. Na starym stole leży walizka – wiem, że jest pusta. Czekają na mnie. Są dobrze ubrani. Moje przeciwieństwo. Dobrze skrojone garnitury, lśniące buty. Milczą.
Dotykam walizki i czuję jak wypełnia się pod moimi palcami. Odwracam się i wymiotuję na podłogę w kącie sali. Rękę opieram o ścianę, ledwo stoję, zdejmuję kaptur, przeczesuję się, a w dłoniach zostaje kępka włosów. Jestem już sam. Na środku stołu leży zwitek banknotów. Rulon. Faceci z rulonami w kieszeniach. Z kim ja się zadaję? Za dużo mnie to kosztuje.
Wychodzę na powietrze, a raczej to co z niego zostało. Kikuty budynków pokryte śniegiem, wyglądają nawet ładnie w tym świetle. I znowu prawie wpadam pod autobus. Wkurwiają mnie te czarne autobusy z żałobnikami. Muszę z tym skończyć.

***
Soundtrack:


DJ Shadow - Building Steam With A Grain Of Salt
RZA - Flying Birds
Jacaszek - Rytm to nieśmiertelność

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Deftones - Sextape

Krążyłem nocą po mieście. Od dłuższego czasu. Silnik mruczał miarowo i spokojnie. Nie rozpędzałem się szczególnie. Raczej sunąłem, przemieszczałem się.
Najbardziej lubiłem gdy światła uliczne przełączały się w tryb nocny. Rytmiczne ich pulsowanie wprowadzało mnie w ten specyficzny nastrój. Dziwny trans. Latarnie zlewały się w jedną długą wstęgę światła. Nieliczni ludzie, duchy śpiącego miasta pojawiały się i znikały. Zawsze bez twarzy, tylko sylwetka, zarys postaci wychylający się gdzieś z zakamarków nocy. Życie widziałem w oknach domów rozświetlonych migotaniem świecy. Stamtąd płynęło ciepło. Misteria, które się tam odbywały napełniały noc mocą. Przejeżdżając w pobliżu czułem tą energię w powietrzu. Prawie namacalnie.
Mijałem podobnych do mnie, lecz nigdy z nimi nie rozmawiałem, mijałem nocne autobusy wolno pełzające po arteriach miasta. Jechałem dalej, ku nabrzeżu. Nad bulwarem pozwalałem sobie na chwilę wytchnienia. Wysiadałem, opierałem się o maskę, zapalałem papierosa. Paliłem łapczywie, szybko, wsłuchując się w ocean. Szum rozbijających się fal górował nad głosem miasta. Ruszałem dalej. Nie mogłem spać. Już tak długo.

***

Miejsce drugie mojego prywatnego plebiscytu na utwór roku 2010 – Deftones „Sextape” z płyty „Diamond Eyes”.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

The National - Sorrow


The National „Sorrow” - najładniejsza piosenka ubiegłego roku. Niekwestionowany zwycięzca mojego prywatnego rankingu na utwór roku. Kolejne miejsca przedstawię Państwu wkrótce.
Kilka słów o zespole. The National pochodzą z Cincinnati, a obecnie rezydują na Brooklynie w Nowym Jorku, grają pięknie, balladowo, kameralnie i co ciekawe już w lutym zagrają w Polsce: 22.02 w klubie Studio w Krakowie i 24.02 w warszawskiej Stodole. Bilety podobno jeszcze są. Kawałek pięknej melancholijnej muzyki, gitarowe brzmienia przeplatane dźwiękami smyczków i sekcji dętej. Może pewna osoba, którą kiedyś zabrałem na koncert, wreszcie mi się zrewanżuje – co ty na to M?
Za oknem jakiś czarny ptak usiadł na nagiej gałęzi, a krople wody skrzą się i drżą na śpiących drzewach wokół mego domu.

„Smutek jest moim ciałem na falach się unoszącym
Jest dziewczyną ze środka mojego tortu
Mieszkam w mieście smutku
Jest w miodzie i jest w mym mleku...”