Siedzę, nikogo przede mną nie ma. Patrzę przez przednią szybę otulony Ikarusem. Jestem całkiem bezpieczny. Krew krąży nadal szybko, mimo, że jest późno, silnik wyje coraz głośniej, a ludzi jest coraz mniej.
Coś jest nie tak. Nie jadę w tę stronę w którą chciałem. Już nie jest dobrze. Silnik gaśnie. Proszę wysiadać – koniec trasy. Jestem sam na obcej pętli. O tej porze nikt tu nie jest trzeźwy. Bloki, puste lotnisko, wysypisko. Oczy się zamykają...
***
Komety to dla mnie kwintesencja miasta. Na okładce pociąg typu kibel, muzyka świetna, nie zawiodłem się. Przenoszę się do Warszawy – przynajmniej mentalnie. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz