wtorek, 31 maja 2011

Komety - Luminal


Wspinam się po schodach. Biegłem jeszcze przed chwilą. Jest chyba koło trzeciej w nocy, a ja za cholerę nie znam tej dzielnicy. Alkohol szumi w głowie. Wdrapałem się i już siedzę na brązowym skajowym siedzeniu. Drugie miejsce, po prawej stronie, nogi trzymam na kole. Gdzieś z tyłu można wykręcić metalową część – jest doskonała jako umbo do tarczy. Wiem to, kolega jest w bractwie rycerskim – mówił tak, a on się zna.
Siedzę, nikogo przede mną nie ma. Patrzę przez przednią szybę otulony Ikarusem. Jestem całkiem bezpieczny. Krew krąży nadal szybko, mimo, że jest późno, silnik wyje coraz głośniej, a ludzi jest coraz mniej.
Coś jest nie tak. Nie jadę w tę stronę w którą chciałem. Już nie jest dobrze. Silnik gaśnie. Proszę wysiadać – koniec trasy. Jestem sam na obcej pętli. O tej porze nikt tu nie jest trzeźwy. Bloki, puste lotnisko, wysypisko. Oczy się zamykają...

***

Komety to dla mnie kwintesencja miasta. Na okładce pociąg typu kibel, muzyka świetna, nie zawiodłem się. Przenoszę się do Warszawy – przynajmniej mentalnie. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz