czwartek, 8 grudnia 2011

Song to the Siren

Nad ranem, trawa pokrywa się malutkimi kropelkami rosy. Ciepły wieczór kończy się długo. Ciągnie się i przygasa w rytm stukania kół, aż nagle nic nie widać. Wstaję i pokrętło od światła przestawiam na zero. Ciemność. Przez uchylone okno słuchać grę świerszczy. Letnia noc pachnie oszałamiająco. Opieram głowę, śnią mi się gwiazdy, całe ich setki, tysiące, miliony. Są coraz bliżej, czas otacza mnie ze wszystkich stron.
Budzę się zmarznięty. Jestem sam w pustym wagonie tego absurdalnie długiego pociągu. Suniemy wolno przez las, koła turkocą i rosa pokrywa szyby. Wilgoć wciska się przez każdą szczelinę. Wstaję, wychodzę na korytarz, zapalam papierosa. Zwalniamy jeszcze bardziej, pod nami kilkunastometrowa przepaść. Pociąg pełznie, każdy nit w wagonie trzeszczy, ale nie staje się nic złego. Maszynista sprawnie przeprowadza skład na drugą stronę wąwozu.
Wyjeżdżamy w otwartą przestrzeń skąpaną w ciepłych promieniach wschodzącego słońca.
Zatrzymujemy się i wyskakuję w mokrą trawę – ostatni wagon stoi już poza peronem. Przechodzę przez dworzec i wychodzę w puste śpiące jeszcze miasto.
Nie ma nikogo. Do pierwszego autobusu, który powiezie mnie dalej, jeszcze godzina. Idę nad jezioro. Jest zimno, dłonie chowam w kieszenie i nucę cicho syrenią pieśń.

***

"Song to the Siren" Tima Buckleya to jedna z moich ulubionych piosenek. Jest w niej jakaś magia, niesamowitość, iskra Boża. Jedna z tych rzeczy, która musiała istnieć zawsze, od początku.
Poznałem ją dawno temu w wersji zespołu This Mortal Coil i tę wersję proponuję posłuchać. Jej innych wykonań jest bardzo dużo: Brendan Perry, Sinead O'Connor, George Michael, Brian Ferry, John Frusciante to tylko kilka nazwisk które teraz przychodzą mi do głowy - polecam.