poniedziałek, 30 marca 2009

Cosmopolis

Zaczęło się od tego, że wziąłem tę kasetę z półki ,włożyłem do walkmana i wyszedłem z domu. Szedłem jak co dzień rano, na przystanek, by pokonać miasto, przekroczyć rzekę, znaleźć się na drugiej stronie. Poranek był zimny, ale to mi nie przeszkadzało. Było świeżo, rześko, jakoś tak dobrze. Minąłem bramę, i pusty plac przecięty ścieżką. Muzyka grała w mych uszach. Życie było muzyką, stało się to co miało się stać.

Zatłoczony autobus, przyklejony do drzwi dotarłem na miejsce. Czegoś się dowiedziałem, o czymś pomyślałem, z kimś spotkałem, o czymś rozmawiałem. Minął jakiś czas, mogłem wracać. Była jesień, stałem na przystanku, znów grała muzyka i nagle poczułem, że mam już do czego. Pamiętam jak dziś ten moment: Cholera, przecież wiem o czym to jest, rozumiem to, czuję! Tak jakby piosenka, którą przecież znałem, na nowo mnie zdefiniowała. To było to co wtedy czułem. Wracałem inny, poruszałem się inaczej. Wiedziałem już co się ze mną dzieję. Wróciłem i jednego tylko pragnąłem – znów Ją zobaczyć. Jak siedzi na parapecie i pali papierosy. Jak patrzy i jak się uśmiecha. Chciałem, żeby była blisko...

Brygada Kryzys - "Ty I Tylko Ty" z płyty "Cosmopolis" do posłuchania:

piątek, 27 marca 2009

Deszcz

Druga połowa lat 90-tych. Warszawa. Zakładam buty, są ciężkie, czarne, skórzane, na grubej podeszwie. Sznuruję je długo i starannie. Wkładam sweter i kurtkę przeciwdeszczową. Zamykam za sobą drzwi. Przekręcam klucz w zamku. Schodzę po schodach. Otwieram drzwi wyjściowe, naciągam na głowę kaptur. Deszcz pada. Ulice są czyste, wciągam przez nos wilgotne i chłodne powietrze. Idę chodnikiem. Samochody rozchlapują kałuże, tramwaje rozcinają sobą ścianę wody. Muszę przemyśleć pewne sprawy. Przechodzę na druga stronę. Zakład pogrzebowy „Niebo”, bar, wąska uliczka i jestem w parku. Asfaltową alejką, w deszczu, idę nad kanałem do jego właściwej części. Tam gdzie są stare drzewa, wodospad, jezioro. Pod nogami rozbryzgują się kałuże, kurtka gdzieniegdzie zaczyna przemakać. Idę dalej, przez muzykę z słuchawek słysząc w oddali szum miasta.

Massive Attack – „Protection” to właśnie tego wtedy słuchałem i muzyka ta zawsze będzie kojarzyła mi się z deszczem i tym parkiem. Są to magiczne dźwięki. Właściwie wcześniej nie słuchałem takiej muzyki, byłem raczej ignorantem jeżeli chodzi o tego typu dźwięki. Nie zdawałem sobie sprawy z ich istnienia. Nie wiedziałem, że jest takie zjawisko jak trip-hop, Bristol sound... „Protection” zaczyna się od deszczu i ciepłego głosu Tracey Thorn, potem pojawiają się inni wokaliści, muzyka zagęszcza się i znów rozpływa, by nieśpiesznie, wręcz leniwie dojść do finału. Rytm jak bicie serca i oddech stanowią bazę "Heat Miser", które zamyka płytę. Bonusa w postaci doorsowskiego „Light My Fire" wolałbym nigdy nie słyszeć więc opuszczam nad nim zasłonę milczenia.

Ta płyta, wiosenny deszczowy dzień, miasto tonące w kałużach. Dobre wspomnienia do których warto wracać.

Massive Attack - Protection
do posłuchania:
Massive Attack - protection

poniedziałek, 23 marca 2009

Lusterko wsteczne

Grudzień, Boże Narodzenie, rok 1993. Pod choinką znajduję kasetę zespołu Pearl Jam. To były święta, kiedy dostałem dużo różnej muzyki. Ostał się z niej już chyba tylko ten Pearl Jam. Płyta „Vs” (na mojej pirackiej kasecie ze zmienioną okładką i tytułem1993).
Był to ostatni jak do tej pory wybuch muzyki. Wybuch, coś gwałtownego i nie podlegającego kontroli, coś nazwane grunge. Zaczęło się wszystko pod koniec lat 80-tych w Seattle ogarniętym wówczas ekonomiczną stagnacją. Frustracja, zniechęcenie, rozbite rodziny (gdzieś czytałem, że niektórzy nazywają grunge muzyką dzieci z rozbitych rodzin) i nagle na zachodnim, deszczowym wybrzeżu Stanów Zjednoczonych eksploduje dziesiątki młodych zespołów grających brudną, ponurą i naładowaną emocjami muzykę. Wśród nich Pearl Jam:
gitarzyści Stone Gossard i Mike McCready oraz basista Jeff Ament. Później dołączył do nich Eddie Vedder, a na płycie „Vs.” na perkusji zagrał Dave Abruzzesse.
Grunge szybko zalał cały świat. Powycierane jeansy, wełniane czapki, trampki, kraciaste koszule i bródki. Pamiętam, że moja klasa w liceum była prawdziwym zagłębiem brodaczy. Każdy chłopak, któremu zaczynała rosnąć wówczas broda chciał pokazać jaki jest twardy i grandżowy. Mi to upodobanie zostało do dziś i pewnie już zostanie...
„Vs.” Płyta pełna boskiego hałasu, pełna pięknych melodii, muzyka pełna wspomnień.


Indifference
Obojętność

Dziś rano zapalę sobie zapałkę, by nie być samotnym.
Będę patrzył, jak leży w ciszy, już niedługo noc się skończy.
Będę stał z rozpostartymi ramionami, udając, że mogę iść gdzie chcę.
Przetrzymam kolejny dzień życia w piekle.
Czy sprawi to jakąś różnicę.

Będę trzymał świecę, aż ta spali mi rękę.
Będę przyjmował ciosy, aż im się odechce.
Będę gapił się w słońce, aż me oczy oślepną.
Nie zmienię kierunku i nie zmienię strony.
Czy sprawi to jakąś różnicę.

Będę połykał truciznę, aż stanę się odporny.
Wykrzyczę sobie płuca, aż mój krzyk wypełni ten pokój.

Ile to zmieni...

tłumaczenie www.pearljam.netmark.pl


wtorek, 17 marca 2009

Drzewo Jozuego


Rano, kilka minut po wschodzie słońca pojawił się na horyzoncie leciutki dym. Właściwie, żeby go zobaczyć, trzeba było się dobrze przyjrzeć. Gdzieś daleko, za linią lasu coś płonęło. Ciekawe, pomyślałem, zaparzyłem kawę i usiadłem przy stole. Poranek był piękny. Chłodne powietrze wpadało przez otwarte okno i wypełniało moje płuca. Przez krótką chwilę czułem się jakby ta cała historia mnie nie dotyczyła. Tak długo byłem w drodze, dni przeważnie wyglądały tak samo i nic nie zapowiadało jakiejś zmiany. Świat, który zostawiłem za sobą już nie istniał i właściwie nie miałem do czego wracać.
Pokój był prawie pusty. W kącie rozłożyłem śpiwór, pod oknem stał stary stół, z którego płatami odchodziła farba i jeszcze krzesło. Jak dobrze jest usiąść na krześle. Po tygodniach wędrówki, spaniu i siedzeniu na ziemi tu znalazłem krzesło. Widocznie ostatni lokator tego domku, musiał opuścić go przed spaleniem wszystkich sprzętów. Najwyraźniej nie było tu nikogo przez całą zimę, bo inaczej stół i krzesło podzieliłby los innych mebli, których szczątki walały się koło pieca.
Dym na horyzoncie dawał nadzieje na spotkanie człowieka. Choć właściwie obawa przed tym kto to może być, była silniejsza od nadziei... Czułem niepokój i bezwiednie zacząłem nucić. Piosenka za piosenką, utwór za utworem. Ta muzyka dawała mi spokój. Znałem jej każdy dźwięk. Muzyka z pustyni, gdzie ulice nie mają nazw, a ziarnka piasku czujesz niemalże na skórze...
U2 – „The Joshua Tree”

czwartek, 12 marca 2009

Zieleń czeka na brąz

Zacząłem pisać wczoraj, coś mi przerwało i nie zostało z tego nic. Wczoraj pisałem o wiośnie, o tym, że słońce przez chmury się przedziera i statek wychodzi z burzy. Dziś jest już zupełnie inaczej. Okazało się, że to nie jest koniec burzy, to tylko oko cyklonu, jej środek i statek znów zapadł się w szare fale. Dziś znów spadł śnieg i świat ukrył się przed moimi oczami. Biel przykryła powoli wyłaniające się kolory. Jak dziecko bujające się na huśtawce – w przód i w tył – szalona pogoda. A kolory są ważne i dobrze się na nich znać i dobrze jest wiedzieć, że czerwony jest podobny do pomarańczowego. Czekamy na zieleń, a biel nie daje za wygraną. Statek walczy z burzą i karawana wychodzi z pustyni. W tle dziś gra Armia „Der Prozess”...

niedziela, 8 marca 2009

Dzwon i spokój

Są takie dźwięki, które przynoszą spokój. Nagle nieznośny szum i harmider zastaje wypełniony muzyką i wszystko się uspokaja. Dziewczynki, jeszcze przed chwilą rozpędzone, rozkrzyczane i niespokojne, nagle jakby rozpływają się w muzyce. Na ich twarzach pojawia się uśmiech, starsza zaczyna tańczyć... Co ciekawe wystarczy kilka nutek, dzwon, później pierwsze dźwięki dobiegające z fortepianu. Muzyka ma na nie ogromny wpływ. Później pojawia się głos, niski, spokojny i kojący, muzyka płynie, dźwięki stają się coraz gęstsze i na koniec to niesamowite solo i znowu dzwon.....

„Trawa była bardziej zielona,
światło było jaśniejsze,
smak był słodszy
podczas nocy cudów.
gdy przyjaciele otaczali,
mgła świtu jaśniała,
woda płynęła
w nieskończonej rzece.

Na zawsze i bez końca.”

czwartek, 5 marca 2009

Kasety z metalem

Koniec lat 80-tych. Długie lizaki w zielonym papierku, finka – każdy chłopak musiał mieć finkę, rower, motorynka, dyskoteki szkolne, najładniejsza dziewczyna w klasie. Wyciągam z plecaka walkmana, zakładam słuchawki na uszy i emocje kanalizują się w dźwiękach. Pierwsze kasety z rockiem i metalem, połączenie muzyki symfonicznej i zespołu rockowego. Jestem głodny, idę na chałkę i oranżadę, już nie długo koniec roku szkolnego i o wszystkim zapomnę. Koniec lat 80-tych, religia w salkach katechetycznych, po lekcjach włóczęgi i podział klasy na dwa zwalczające się obozy. Lato, pierwsze piwo w małej beczułkowatej butelce, jakieś wyjazdy do dużego miasta, zapiekanki i woda z saturatora.

Fisz Emade „heavi metal” to płyta która przenosi mnie do tamtych czasów. Teraz na Naszej Klasie mogę znaleźć najładniejszą dziewczynę w klasie, tylko pytanie: czy warto? Okaże się, że ma ona gromadkę dzieci, volkswagena, meblościankę i pewnie była na wakacjach w Tunezji. Przyłączmy Tunezję do Polski, anektujmy ją, potrzebujemy światła, gorącego powietrza znad pustyni. Smaki są już inne, oranżada nie jest już tak słodka, a piwo tak okropnie gorzkie, a w głowie ten czas, który nie był pewnie najlepszy, staje się coraz bardziej idealny.

wtorek, 3 marca 2009

Przy słowie

Lato, słońce już trochę niżej, chłodniej. Gdzieś w połowie kolejnego już piwa wpada do głowy pomysł: ognisko! Najpierw jednak decyzja, żeby się podnieść. Chociaż przecież w gruncie rzeczy nie jest tu źle. Powietrze już nawet zaczyna się ruszać, chociaż do jasnej cholery przydałyby się jakieś parasole. Piwo jest blisko – to fakt, ale znowu kolejny wieczór w tej spelunie? Dobra, wstajemy. Następuje szybki podział obowiązków – ten robi zaopatrzenie, tamten rozpala i zapewnia chrust.

Słońce już zaszło, ogień płonie, złocisty płyn opuszcza swoje szklane mieszkanie, przemieszcza się, już są tańce wojenne, już są śpiewy i gitara i ognisko. Jest koń, który nie chce się z nami napić i roje perseidów, które wspaniałomyślnie przegapiamy. Ktoś upada na pysk. Chwiejnym krokiem nad ranem oddalamy się trzymając w dłoniach dwudziestoczterokanałowy telewizor browarów elbląskich do cna już wypróżniony. Słońce wstaje, jest chłodno.

Kazik Na Żywo – „Porozumienie ponad podziałami”