Wyszedłem rano wynieść śmieci. Świtało, chłód przenikał ciało, a mgła zaciskała się na szyi. W worku, wśród odpadków, leżały kawałki jeszcze niedawno istniejącego życia. Kawałki duszy, owinięte w stare gazety. Nagłówki zakrzykiwały ją śmiertelnie.Może ktoś ją wygrzebie i złoży do kupy, sprzeda i chleb za nią kupi. Może porwie ją mewa, zaniesie do morza gdzie połączy się w otchłani z wszystkimi duszami świata.
Nie była jakoś szczególnie używana, ale zaciskała mięśnie na barkach nie do zniesienia. Uznaliśmy, że rozstanie będzie najlepszym wyjściem.
Teraz jestem już zupełnie sam. Na podłodze w pokoju walają się puste butelki, słońce wpada przez okno i cień jak krzyż wisi na ścianie. Tramwaje huczą i miasto budzi się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz