wtorek, 31 maja 2011

Komety - Luminal


Wspinam się po schodach. Biegłem jeszcze przed chwilą. Jest chyba koło trzeciej w nocy, a ja za cholerę nie znam tej dzielnicy. Alkohol szumi w głowie. Wdrapałem się i już siedzę na brązowym skajowym siedzeniu. Drugie miejsce, po prawej stronie, nogi trzymam na kole. Gdzieś z tyłu można wykręcić metalową część – jest doskonała jako umbo do tarczy. Wiem to, kolega jest w bractwie rycerskim – mówił tak, a on się zna.
Siedzę, nikogo przede mną nie ma. Patrzę przez przednią szybę otulony Ikarusem. Jestem całkiem bezpieczny. Krew krąży nadal szybko, mimo, że jest późno, silnik wyje coraz głośniej, a ludzi jest coraz mniej.
Coś jest nie tak. Nie jadę w tę stronę w którą chciałem. Już nie jest dobrze. Silnik gaśnie. Proszę wysiadać – koniec trasy. Jestem sam na obcej pętli. O tej porze nikt tu nie jest trzeźwy. Bloki, puste lotnisko, wysypisko. Oczy się zamykają...

***

Komety to dla mnie kwintesencja miasta. Na okładce pociąg typu kibel, muzyka świetna, nie zawiodłem się. Przenoszę się do Warszawy – przynajmniej mentalnie. Polecam.

piątek, 20 maja 2011

Luxtorpeda


Jeszcze godzina pozostała do pierwszego pociągu. Siedzi w obskurnym barze, chyba jedynym otwartym o tej porze. Pije kawę. Z głośników leci „Kind of Blue” Davisa.
Dziwne, spodziewał się jakiejś sieczki, albo nijakiej muzyki z windy, a tu zaskoczenie. Mimo, że śmierdziało rozlanym piwem i przepalonym tłuszczem postanowił wejść.
„Proszę kawę” – powiedział do barmana – „ciekawa muzyka, zawsze tak tu gracie?”
„Co ty człowieku, przecież nikt by nie przyszedł do dworcowego baru w którym grają Milesa Davisa. Tu ludzie wpadają na chwilę, zjedzą coś, popiją piwem i już ich nie ma. Ale o wpół do czwartej rano mogę sobie pozwolić na coś innego. O tej porze nikomu to nie przeszkadza, no i szef nigdy wtedy nie zagląda.”
Barman najwyraźniej musiał sobie pogadać. Miał trochę ponad 30 lat, tatuaże na rękach i koszulkę Luxtorpedy.
Kawa była mocna i czarna jak smoła. „Fajny zespół” – zagadał znad filiżanki, pokazując na koszulkę – „dla mnie chyba będzie to płyta roku.”
„Prawda – brzmi to nieźle i dobrze, że teksty nie są o niczym. Wie pan, jak usłyszałem, że Lica ma nagrywać płytę z jakimś stonerem, to pomyślałem sobie, kurna, kolejna żenada się szykuję. Przecież lepiej posłuchać sobie oryginalnego Kyuss, czy Queens Of The Stone Age, a nie jakiegoś pseudo-stonera z pustyni Błędowskiej. A tu widzi pan zaskoczenie. Brzmi to dobrze, rasowo, z takim fajnym brudem. Ten cały Hans fajnie wpisał się w zespół, teksty są ważne, ale nie ma w nich jakiegoś nachalnego kaznodziejstwa, a takie „Od zera”, czy „Autystyczny” to całkiem niezłe hiciory – bardzo dobra rockowa płyta.”
Racja, pomyślał, ale nic nie powiedział, pokiwał tylko głową i wrócił do kawy. Coltrane właśnie wymiatał jakąś solówkę, a barman wrócił do swoich zajęć.
Jeszcze pół godziny do mojej Luxtorpedy - pomyślał i uśmiechnął się w duchu.
To był wyjątkowo długi dzień.



http://www.myspace.com/luxtorpeda

piątek, 13 maja 2011

Piotr „Stopa” Żyżelewicz




Stopa umarł dziś w nocy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał robić tego wpisu, że będzie lepiej, że wyjdzie z tego...

Wspaniały perkusista. Pamiętam ten werbel w „Piosence po nic” Armii. Potrafił uderzyć szybko i mocno jak nikt inny, a także delikatnym minimalizmem dopełnić niedopowiedziane. Pamiętam koncerty, z Armią, Voo Voo, 2Tm2,3, Izraelem. Gdy na urodzinach Armii zjawiał się by zagrać coś z „Legendy” zawsze witano go wielkimi brawami. Zawsze uwielbiałem patrzeć jak gra...

Ciężko coś sensowego napisać w takiej chwili. Zostaje smutek i pustka.
Graj dalej Piotrze, tam Na Górze...

Dziękuję.