piątek, 26 czerwca 2009

Król Pop

To pierwszy wykonawca, którego byłem prawdziwym fanem. Na ścianie wisiały jego plakaty, a na starym szpulowym magnetofonie (nie miałem wtedy kaseciaka) nagrane było mnóstwo jego piosenek. Pamiętam moje rozczarowanie, gdy mama nie chciała kupić mi w sklepiku z pamiątkami jego plakatu, gdzie stał w stroju samuraja. Były lata 80-te, a ja byłem wtedy dzieciakiem z podstawówki. Do „Smooth Criminal” zrobiliśmy nawet z kuzynem jakiś aranż parateatralny z kominiarkami w roli głównej i jeszcze pokazywaliśmy go rodzicom. Odlot zupełny. Nie wiem, czy układów tanecznych nie było więcej, ale tyle lat już upłynęło, że obrazy powoli zaczynają się zacierać. No i jeszcze żarty telefoniczne – numer z książki na chybił – trafił, pytanie: „Czy chce pan posłuchać Michaela Jacksona?” i muzyka na full!

Do tego teledyski od których ciarki na plecach biegały i które oglądałem z wypiekami na twarzy. To była pierwsza liga muzyki pop, te stroje, choreografia. Wiele z tego w czym Michael był pionierem przeszło do kanonu popkultury.

Michael Jackson nie żyje. I mimo wszystkich kontrowersji jakie dotyczyły jego osoby przez ostatnie lata, czuję smutek. Nie będzie zapowiadanego wielkiego powrotu i serii 50 koncertów w Londynie. Nie będzie już więcej piosenek i odeszła jakaś część mojego dzieciństwa.

I kto wyliczy wszystkie gwiazdy, które wystąpiły w tym teledysku?

odpowiedź w napisach końcowych

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Kasety

Kaset już właściwie nie ma. Odeszły w niebyt jakiś czas temu. W sklepach ich ilość powoli zaczynała się zmniejszać. Półki kurczyły się, potem zaczęto je wyprzedawać za bezcen. To z tamtego okresu pochodzą moje ostatnie kasety. Teraz półka z nimi nie jest już wyeksponowana, kryje się gdzieś w kącie, na samym dole i kurz na niej się zbiera. Magnetofon też przestał je już lubić. Zaczął wybrzydzać, pewne akceptuje, inne wprawiają go w nastrój niszczycielski. Niszczy je, rwie i trzeba bardzo na niego uważać.

Jednym z ostatnich wydawnictw, które w dniu premiery kupiłem na kasecie był Pearl Jam „Yield”. Pięknie wydana kaseta, z malutką książeczką w środku, zawierającą zdjęcia i jakieś urywki tekstów. Potem jeszcze tylko kilka muzycznych perełek dorwanych na wyprzedażach i koniec. Kaset już nie ma i coraz ciężej kupić sprzęt do ich odtwarzania, a to przecież one zrewolucjonizowały podejście do muzyki. Uwolniły nas od wielkich i delikatnych winyli. Małe plastikowe pudełko można było schować w kieszeni i zabrać za sobą. To dzięki kasetom, muzyka weszła do naszych samochodów, mogła być z nami już dosłownie wszędzie dzięki walkmanom i słuchawkom. Do tego cena ich nie była jakoś szczególnie wygórowana, mimo, że koszt wyprodukowania kasety jest znacznie wyższy niż wytłoczenia płyty cd. To właśnie kasety sprzedawały się na początku lat 90-tych w setkach tysięcy.

Ale kaseta już umarła. Leży cicha i niema na swojej zakurzonej półce, a muzyka na niej zapisana z roku na rok jest coraz bledsza i rozpływa się w szum. Odlatuje gdzieś w przestrzeń i łączy się z cała muzyką świata.

środa, 17 czerwca 2009

Kult Kazika

Kilka dni temu dostałem w prezencie książkę „Kult Kazika” Leszka Gnoińskiego. Czytam ją sobie i przeglądam, 9 lat już upłynęło od jej wydania i w Kulcie wiele się zmieniło. Zespół wydał w ciągu tego czasu dwie niezbyt dobre płyty, zagrał setki koncertów, rozstał się w raczej niefajnej atmosferze z Krzysztofem „Bananem” Banasikiem, waltornistą, ważnym muzykiem w składzie. Na jego miejsce pojawili się ludzie nowi, w tym roku szykuje się nowa płyta, życie toczy się dalej.

Czytam, przeglądam i tak sobie myślę, o moich początkach znajomości z muzyką zespołu Kult. Chyba musiało to być gdzieś pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku (cholera jak to brzmi, jak głos z zaświatów), kształtowała mnie wtedy muzycznie Lista Trójki i kolekcja kaset M. I to właśnie na jednej z jego kaset była nagrana składanka z pierwszych płyt Róż Europy, De Mono i Kultu. Potem była wspomniana już lista i na niej utwory z wydanej właśnie przez zespół płyty „Spokojnie” – „Arahia”, „Niejeden”. Jako, że gazet muzycznych wtedy prawie nie było, fizjonomia Kazika była dla mnie zagadką. Gdy więc zobaczyłem go pewnego dnia w telewizorze, moje zaskoczenie było duże. Jak ten facet dziwnie ruszał się na scenie. Ten jego ruch sceniczny zupełnie mnie rozwalił. Tak, od tego się zaczęło. Od tej pory Kult był dla mnie jednym z najważniejszych zespołów. Koszulkę z okładką „Spokojnie” zanosiłem na śmierć, byłem na kilku koncertach, w tym jednym dosyć dziwnym – w Gdańsku, nad Motławą. Scena umiejscowiona była po jej drugiej stronie, tak więc zespół był raczej słabo widoczny i do tego jeszcze te statki, łódki, kajaki pływające pomiędzy nimi, a publicznością.

Słucham teraz pierwszej płyty Kultu, ale utwór do posłuchania będzie z nie bardzo lubianej przeze mnie płyty „Kaseta”. Jest to jednakże moja ulubiona piosenka Kultu. Najważniejsza.

środa, 10 czerwca 2009

All That You Can't Leave Behind


Zakładam plecak i wychodzę, jadę dosyć długo, tramwajem, potem autobusem. Podjeżdżam pod terminal, jest zimny, rześki poranek. Idę po gazetę i kawę na wynos. Siadam. Wokół mnóstwo ludzi, ci którzy wyjeżdżają i ci co czekają. Denerwują się, co chwila spoglądają na zegarki, spóźnia się, spieszy. "Już niedługo ją zobaczę" - myśli chłopak w czarnej kurtce z kapturem. Mija mnie już drugi raz, widzę go jak krąży po lotnisku, z jaką niecierpliwością po raz kolejny przechodzi przez drzwi. Zapala papierosa. Pali łapczywie, w pośpiechu, znów mija mnie i pędzi do hali przylotów. Jeszcze tylko chwila. Kobieta obok mnie nerwowo ściska paznokcie, czerwony lakier spada na podłogę i po chwili już go nie ma. Znika pod jej butem, ręce chowa do kieszeni. Wychodzi, musi chodzić. Cholernie boi się latać.

Nie lubię wyjeżdżać z miasta. W nim znalazłem wszystko co najważniejsze, ono mnie rozumie i czasami czuję że jest moim jedynym przyjacielem. Uwielbiam puste miasto, w święta, gdy wyludnia się, a przestrzeń robi się większa. W bloku naprzeciw, zwykle w pełni rozświetlonym, pali się tylko kilka świateł. Lubię jeździć bez celu tramwajem w deszczu, i spacerować po najstarszej części cmentarza. Chodniki, ulice, Rzeka, parki, pętle autobusowe, dworce i lotniska. A teraz lecę gdzieś daleko.

Już czas, oddaję bagaż, przechodzę przez bramki, na drugą stronę, tą dla wtajemniczonych. Przechodzę przez rękaw, siadam, przypinam się, lecę i lśniące w słońcu chmury odbierają całą realność sytuacji. Przede mną lotnisko, taksówka i miasto z którego już po kilku chwilach nie będę chciał wyjeżdżać.


wtorek, 2 czerwca 2009

Insomnia

Miasto już się budziło. Było zimno. Chłód przenikał przez ubranie, wnikał w ciało, docierał do kości, a z ust wydobywała się mgła. Alkohol już nie grzał, nie pomagał, stanowił balast. Chciałem biec, żeby rozgrzać się, ale mięśnie odmawiały współpracy. Ulica była pusta, szyby zaparkowanych samochodów pokrywała gruba warstwa pary. Słońce powoli wstawało. Szedłem w kierunku centrum – może zdążę na pierwszy dzienny tramwaj lub autobus. W sobotę miasto budzi się wolniej niż zwykle.

Jest! Jest tramwaj, stary, zdezelowany linii 22. Szybko, zdążę. Nie przejściami podziemnymi tylko górą, przez skrzyżowanie, przez rondo. Jestem. Szyby zaparowane i nic nie widać. Jest cholernie zimno. W środku pełno Wietnamczyków z wielkimi torbami, robotników o twarzach tak szarych i gości zmęczonych jak ja. Siadam, kulę się w sobie, dotykam głową do szyby. Tramwaj rusza, szum silników, głowa obija się o okno. Nie mogę zasnąć.

Faithless - Insomnia

Faithless - Insomnia