środa, 17 czerwca 2009

Kult Kazika

Kilka dni temu dostałem w prezencie książkę „Kult Kazika” Leszka Gnoińskiego. Czytam ją sobie i przeglądam, 9 lat już upłynęło od jej wydania i w Kulcie wiele się zmieniło. Zespół wydał w ciągu tego czasu dwie niezbyt dobre płyty, zagrał setki koncertów, rozstał się w raczej niefajnej atmosferze z Krzysztofem „Bananem” Banasikiem, waltornistą, ważnym muzykiem w składzie. Na jego miejsce pojawili się ludzie nowi, w tym roku szykuje się nowa płyta, życie toczy się dalej.

Czytam, przeglądam i tak sobie myślę, o moich początkach znajomości z muzyką zespołu Kult. Chyba musiało to być gdzieś pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku (cholera jak to brzmi, jak głos z zaświatów), kształtowała mnie wtedy muzycznie Lista Trójki i kolekcja kaset M. I to właśnie na jednej z jego kaset była nagrana składanka z pierwszych płyt Róż Europy, De Mono i Kultu. Potem była wspomniana już lista i na niej utwory z wydanej właśnie przez zespół płyty „Spokojnie” – „Arahia”, „Niejeden”. Jako, że gazet muzycznych wtedy prawie nie było, fizjonomia Kazika była dla mnie zagadką. Gdy więc zobaczyłem go pewnego dnia w telewizorze, moje zaskoczenie było duże. Jak ten facet dziwnie ruszał się na scenie. Ten jego ruch sceniczny zupełnie mnie rozwalił. Tak, od tego się zaczęło. Od tej pory Kult był dla mnie jednym z najważniejszych zespołów. Koszulkę z okładką „Spokojnie” zanosiłem na śmierć, byłem na kilku koncertach, w tym jednym dosyć dziwnym – w Gdańsku, nad Motławą. Scena umiejscowiona była po jej drugiej stronie, tak więc zespół był raczej słabo widoczny i do tego jeszcze te statki, łódki, kajaki pływające pomiędzy nimi, a publicznością.

Słucham teraz pierwszej płyty Kultu, ale utwór do posłuchania będzie z nie bardzo lubianej przeze mnie płyty „Kaseta”. Jest to jednakże moja ulubiona piosenka Kultu. Najważniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz