wtorek, 1 grudnia 2009

Rock W Ruinach

Pierwszy koncert rockowy na jakim byłem miał miejsce w Szczytnie. Był 25 lipca 1993 roku, a impreza nazywała się „Dni I Noce Szczytna”. Pamiętam, że przez kilka lat, był to sztandarowy punkt moich wakacji. Jakoś zawsze się tak zdarzało, że pogoda wtedy dopisywała. Wczesnym popołudniem jechaliśmy zmyć z siebie brud dnia i ryzykując życie, zanurzaliśmy się w kipiel, w jaką zmieniała się woda za młynem. Potem, czyści jak łza pakowaliśmy się do busa, czasami do kilku osobówek i jechaliśmy do Szczytna. Koncerty odbywały się na dziedzińcu zamku, a scena ustawiona była na pozostałościach murów – po prostu „Rock W Ruinach”.

Brzmienie powalało, przepona odbierała każde uderzenie perkusji i do tego jeszcze bliskość tych, których znałem tylko z radia, telewizji i gazet. To tam widziałem na żywo Hey (zaraz po wydaniu płyty „Fire”), Closterkeller, Kolaborantów, Illusion, Kazika Na Żywo, Hunter i wiele innych zespołów, których teraz nie pamiętam.

Każdy wyjazd na koncert do Szczytna był dla mnie świętem, okazją by poczuć, że jestem częścią tej rewolucji muzycznej jaką były wczesne lata 90-te XX wieku. To wtedy muzykę dla młodzieży grała młodzież, a muzycy byli nie wiele starsi od nas. To wtedy na świecie eksplodował grunge, a radia i telewizje, grały te wszystkie wspaniałe dźwięki.

Po jakimś czasie impreza przeniosła się z dziedzińca na plażę miejską, potem zmetalizowała się i zmieniła w Hunterfest, który to ostatnio chyba znajduje się w upadku. To jednak były magiczne lata 90-te, które eksplodowały muzyką, a ja byłem zbuntowanym dzieciakiem z liceum przeżywającym to wszystko całym sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz