To pierwszy wykonawca, którego byłem prawdziwym fanem. Na ścianie wisiały jego plakaty, a na starym szpulowym magnetofonie (nie miałem wtedy kaseciaka) nagrane było mnóstwo jego piosenek. Pamiętam moje rozczarowanie, gdy mama nie chciała kupić mi w sklepiku z pamiątkami jego plakatu, gdzie stał w stroju samuraja. Były lata 80-te, a ja byłem wtedy dzieciakiem z podstawówki. Do „Smooth Criminal” zrobiliśmy nawet z kuzynem jakiś aranż parateatralny z kominiarkami w roli głównej i jeszcze pokazywaliśmy go rodzicom. Odlot zupełny. Nie wiem, czy układów tanecznych nie było więcej, ale tyle lat już upłynęło, że obrazy powoli zaczynają się zacierać. No i jeszcze żarty telefoniczne – numer z książki na chybił – trafił, pytanie: „Czy chce pan posłuchać Michaela Jacksona?” i muzyka na full! Do tego teledyski od których ciarki na plecach biegały i które oglądałem z wypiekami na twarzy. To była pierwsza liga muzyki pop, te stroje, choreografia. Wiele z tego w czym Michael był pionierem przeszło do kanonu popkultury.
Michael Jackson nie żyje. I mimo wszystkich kontrowersji jakie dotyczyły jego osoby przez ostatnie lata, czuję smutek. Nie będzie zapowiadanego wielkiego powrotu i serii 50 koncertów w Londynie. Nie będzie już więcej piosenek i odeszła jakaś część mojego dzieciństwa.
odpowiedź w napisach końcowych



