wtorek, 16 marca 2010

Strzeż się tych miejsc

W pewne miejsca lepiej się nie zapuszczać. Od razu widać, że nie jesteś tam u siebie. Wyglądasz inaczej, inaczej patrzysz. Czasami zachowujesz się tak, jakbyś w swej torbie miał najważniejszą rzecz na świecie. Ściskasz ja mocno siedząc w autobusie, z przodu, blisko kierowcy. Jakby to, że się tam znajdujesz mogło cię przed czymś obronić. Myślisz naiwnie, że ten pan w budce, który prowadzi pojazd ruszy ci z pomocą, a on też chce po prostu spokojnie przejechać te kilka ulic, gdzie jego obecność, jest co najwyżej łaskawie tolerowana.
Pada deszcz, krople rozbijają się o szyby. Świat nagle staje się szary i po chwili z okien autobusu nie widać już nic. Nerwowo przecierasz zaparowaną szybę, robi się duszno, koła rozbijają kolejne kałuże. Światła samochodów mijają przed oczami, a miasto zaczyna się przerzedzać. Czas wysiadać.

poniedziałek, 8 marca 2010

Kind of Blue

Płyta powstała z marszu. 2 marca 1959 roku Miles zebrał wszystkich muzyków w studiu Columbia przy 30 ulicy w Nowym Jorku i zaczęła rodzić się najwybitniejsza płyta w historii jazzu. Podobno sam Davis miał w głowie tylko kilka akordów, jakiś ogólny zarys tego co ma się na „Kind of Blue” znaleźć. Muzycy zajęli miejsca przy instrumentach, jeszcze tylko kilka wskazówek i zaczęli nagrywać. W pełnym skupieniu, w pełnym zrozumieniu i pełnej improwizacji. Jakby połączyły ich jakieś niewidzialne więzy. Miles dyrygował spojrzeniami, czasami jakimś delikatnym gestem, a dym papierosowy i duch absolutu się nad nimi unosił.



Zaczyna Davis, John Coltrane stoi z boku i wystarcza jedno spojrzenie by z saksofonu Johna wypłynęła muzyka. Miles jest spokojny, przygląda się, słucha, pali papierosa. Na koniec przykłada palec do ust i instrumenty cichną, jest coraz ciszej, zostaje tylko rytm... To co widzimy to już nieco późniejsze nagranie, jest 2 kwietnia 1959 roku.

Przebłysk geniuszu. Duch unosi się nad wodami, duch i muzyka, przy której wschodzi słońce.

wtorek, 2 marca 2010

Kapitan Phil Harris 1956 - 2010

„A swoją drogą to dziwne, traktujesz kogoś jak postać z serialu, a to prawdziwy człowiek był”- powiedziała i sporo racji było w tych słowach.  Co tydzień siadałem sobie wygodnie w fotelu, otwierałem piwo, włączałem telewizor i nie owiewał mnie lodowaty wiatr, ani woda nie zalewała mych oczu, a jednak jakoś w tym uczestniczyłem.
Serial dokumentalny „Deadliest Catch”.
Myślałem sobie, kurcze, ale to twardziele, jednak cała ta sytuacja sprawiała, że byli jacyś tacy odrealnieni. Niby mieli jakieś problemy i chwile wielkiej radości, ale czy czegoś takiego nie ma w zwykłych serialach. Dopiero śmierć jednego z nich sprowadziła wszystko we właściwe tory. O tym, że kapitan Phil Harris nie żyje dowiedziałem się wczoraj ze oficjalnej strony F/V Cornelia Marie. I smutno mi się zrobiło. Żył w biegu i tak odszedł.

„Find The Coast Of Freedom” Crosby, Nash i Gilmour – ode mnie na pamiątkę.