czwartek, 5 stycznia 2012

Nowy Koniec Świata

Nowy rok bezśnieżny, wieje wiatr. Coraz bardziej jestem siwy i organizm daje się we znaki. Nie planuję żadnych postanowień, zamykam na chwilę oczy i jak w tej piosence „pytasz o czym myślę – odpowiadam, że o niczym”...

Przypomina i się pewien obraz. Mężczyzna stoi nad brzegiem morza, na niebie fruwają nautilusy i gigantyczne walenie. Wieje wiatr – to pewne, a zatoka prezentuje się całkiem niewinnie.

Poeta śpiewa piosenkę, o tym jak odeszło lato. Wizualizuję sobie różne wizje końca świata. Kometa, mróz, czy potop. Ludzie robią zapasy. Wykupują cukier. Pani kochana, idzie koniec świata, jak to bez cukru przeżyć. Kiszą się ogórki, wędzą kiełbasy, chleb piecze się w piecu. Co bardziej obrotni potrafią na tym zarobić. Można zjeść coś na ulicy i już nie trzeba się martwić sanepidem bo przecież jest koniec świata – instytucje nie działają. Kto może ucieka na wieś – rybę można jeszcze złapać w stawie, czy sosnę wyciąć na opał. Czasami tylko dziwnie błyska się nad horyzontem, czasami ktoś znika bez wieści. Do nas nie dojdzie – uspokajają się popijając samogon. Początkowo wzrasta religijność, ksiądz grzmi z ambony. Potem jednak wszystko normalnieje. Tylko wiosna nie przychodzi, coraz mniej jest światła, robi się ciszej i spokojniej. Aż któregoś ranka budzę się i czuję, że w całym mieście nie ma już nikogo. Wkładam garnitur i nasłuchuję kroków

***

Jacaszek - Dare-gale / Glimmer