poniedziałek, 17 stycznia 2011

Deftones - Sextape

Krążyłem nocą po mieście. Od dłuższego czasu. Silnik mruczał miarowo i spokojnie. Nie rozpędzałem się szczególnie. Raczej sunąłem, przemieszczałem się.
Najbardziej lubiłem gdy światła uliczne przełączały się w tryb nocny. Rytmiczne ich pulsowanie wprowadzało mnie w ten specyficzny nastrój. Dziwny trans. Latarnie zlewały się w jedną długą wstęgę światła. Nieliczni ludzie, duchy śpiącego miasta pojawiały się i znikały. Zawsze bez twarzy, tylko sylwetka, zarys postaci wychylający się gdzieś z zakamarków nocy. Życie widziałem w oknach domów rozświetlonych migotaniem świecy. Stamtąd płynęło ciepło. Misteria, które się tam odbywały napełniały noc mocą. Przejeżdżając w pobliżu czułem tą energię w powietrzu. Prawie namacalnie.
Mijałem podobnych do mnie, lecz nigdy z nimi nie rozmawiałem, mijałem nocne autobusy wolno pełzające po arteriach miasta. Jechałem dalej, ku nabrzeżu. Nad bulwarem pozwalałem sobie na chwilę wytchnienia. Wysiadałem, opierałem się o maskę, zapalałem papierosa. Paliłem łapczywie, szybko, wsłuchując się w ocean. Szum rozbijających się fal górował nad głosem miasta. Ruszałem dalej. Nie mogłem spać. Już tak długo.

***

Miejsce drugie mojego prywatnego plebiscytu na utwór roku 2010 – Deftones „Sextape” z płyty „Diamond Eyes”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz